Ulica Piotrkowska to Europa: najdroższe samochody, luksusowe restauracje, witryny z cenną biżuterią. Elegancja.
A na Bałutach jeszcze Polska. Małe sklepiki, gdzie się kupuje na kreskę, i plastikowe sztućce w barach. Dziadkowie grają w karty na ławce pod drzewem, kobiety niosą pomidory z działki, przystają przy trzepaku, żeby porozmawiać. Co krok lombard. Mnóstwo zakładów fryzjerskich ze świeżym afiszem: solarium. Zamiast wakacji – kabiny opalające. Zamiast klubu – boisko, wersalka.
(Lidia Ostałowska, „Na Bałutach jeszcze Polska”, w: „Bolało jeszcze bardziej”, 2002)
Czego chcieć więcej od Pana Boga?
Myślisz, że z Bałut to od razu jakaś trzoda?
Zawsze mogę się schować, w biednych uliczkach.
Pijane dzieci, zaraz obok moja przystań.
Bo tu jestem prawdziwy, nie będąc sobą.
Ludziska patrzą i nadziwić się nie mogą
a ja mówię im jedno: dobrze jest tutaj!
Jak się powiesić to tylko na Bałutach
(Łukasz z Bałut, „Tak dobrze nie ma nigdzie”, 2017)
Bałuty – miejsce zapomniane, mocno naznaczone historią, stanowiące swoiste miasto w mieście. Osoby mieszkające na Bałutach chętnie podkreślają swoją odrębną tożsamość, nazywając siebie bałuciarzami. Po zlikwidowaniu w 1992 roku podziału administracyjnego na dzielnice, Bałuty nadal egzystują w kolektywnej świadomości jako odrębna część miasta.
Na kondycję Bałut wpływ miało wiele czynników, historia naznaczyła swoje piętno. Ponad sto lat temu była to wieś, wówczas największa w Europie. Przyłączona w 1915 roku do Łodzi, stanowiła miejsce zamieszkania przede wszystkim rzemieślników i handlowców. Ze względu na tańsze czynsze przyciągała biedniejszą warstwę mieszkańców.
Bałuty już wtedy cieszyły się złą sławą, wedle znanego hasła: „Bez kija i noża nie podchodź do bałuciorza”.
W lutym 1940 roku na Bałutach naziści utworzyli getto. Nieżydowską część ludności wysiedlono, a w jej miejsce przeniesiono żydowskich mieszkańców. Getto zlikwidowano w 1944 roku. Przeszło przez nie ponad 200 tysięcy osób, z których przeżyło zaledwie kilkanaście tysięcy.
Po wojnie Bałuty przeszły kolejną zmianę, powstały wówczas nowe ulice i osiedla. Zła sława jednak pozostała i do dziś Bałuty uważane są za miejsce niebezpieczne, w którym nie poleca się samodzielnych spacerów nocą.
W wielu miejscach spotkamy jeszcze przedwojenne, rozsypujące się budynki. I mimo sporych zmian charakteru Bałut, to te ruiny rzucają się w oczy najbardziej. Każda bałucka brama to odrębna historia, jak choćby ta przy ul. Wojska Polskiego, w której bruk stanowią kapsle od piw. Legenda głosi, że autor „instalacji” przestanie pić, kiedy wyłoży całe podwórko kapslami.
Trudne piękno Bałut przyciąga artystów i artystki. Nie będę jednak pisać o tych, których kusi etykietka skansenu, ale o twórcach, którzy wchodzą głębiej, starając się zrozumieć Bałuty.
Prawdziwym chłopakiem stąd jest, nomen omen, Łukasz z Bałut. Artysta audiowizualny, który Bałuty zna jak nikt inny i z pasją portretuje zachodzące tu zmiany. Fotografuje, nagrywa muzykę, robi filmy. Przed laty razem z Piotrem Połozem współtworzył Festiwal Kultury Bałuckiej „Bautata”. Impreza z 2008 roku miała być platformą dla młodego pokolenia bałuckich artystów do szukania ducha Bałut poprzez muzykę, film, dyskusje i spacery. Po Bałutach oprowadzał oczywiście Łukasz z Bałut (i zdarza mu się to robić do dziś). Oprócz tego odbyły się koncerty niezależnych artystów: duetu NEOSNYwTV, formacji Bautata Allstars, kolektywu didżejskiego o nazwie MORSSROM. Festiwal doczekał się trzech edycji, po czym niestety zniknął. Natomiast w Internecie nadal można znaleźć 5 odcinków Radia Wolne Bałuty z 2009 roku (http://radiowolnebaluty.blogspot.com), tworzonego przez Łukasza Cieślaka i Piotra Połoza. Jest to rzecz w dalszym ciągu mocno awangardowa: absurdalne i rubaszne żarty, przekraczające wszelkie normy obyczajowe, obśmiewanie wszystkiego i wszystkich. Słychać, że chłopakom tworzenie Radia Wolne Bałuty sprawiało sporo radości. Powstała bardzo dziwna składanka, w której nie ma sensu spodziewać się czegokolwiek na serio, ale jednak przemyślana i spójna.
Łukasz z Bałut to artysta jedyny w swoim rodzaju. Gigantyczne natężenie żartów o fekaliach i seksie (sprawdźcie videoblog „Gorzej Być Nie Może”) miesza się z gorzką prawdą o Bałutach i z reportażowym portretowaniem procesów zachodzących w tej dzielnicy. Czuje się w jego sztuce autentyzm i prawdziwą miłość do Bałut.
Jednak nie tylko Łukasz z Bałut portretuje to miejsce. Ciekawy fotoreportaż stanowią również „Okna Bałut” z 2004 roku autorstwa Pawła Herzoga. Jak czytamy w tekście do wystawy: „Projekt ma na celu zderzenie wizerunku dzisiejszej Łodzi z oryginalnymi fotografiami z getta (…) Autor zakłada, iż zestawienie codziennych obrazków z życia współczesnej Łodzi ze zdjęciami pracujących w getcie Żydów wywoła u odbiorcy moment refleksji nad tragiczną historią tej części starych Bałut”. Fotografie, które prezentowane były w opuszczonej hali fabrycznej Izraela Poznańskiego w ramach obchodów 60. rocznicy likwidacji Litzmannstadt Getto, utrzymane są w spójnej kontrastowej stylistyce. Dokument miesza się z kreacją. Dwie przestrzenie czasowe przenikają się ze sobą. W oknach współczesnych mieszkańców odbijają się duchy dawnych Bałut.
Zupełnie inne fotografie bałuckie, ale co ciekawe, też odnoszące się do historii getta, wydał w 2015 roku Maciej Rawluk w albumie „Bałuty, Palimpsest”. Można powiedzieć o tych zdjęciach: brzydkie. Można powiedzieć też: szczere, prawdziwe. Bałuty są tu dokładnie tym, czym są. Nie udają niczego innego. Stare, rozpadające się kamienice kontrastujące z wyrastającymi zza nimi blokowcami. Kompletnie nijakie osiedla, stanowiące niedokończony projekt rewitalizacji urbanistycznej. A wszystko to na terenie byłego getta. Ktoś może powiedzieć, że przecież Bałuty to też coś więcej niż ta brzydota i bylejakość. I pewnie ma rację. Ale „Palimpsest” Rawluka jest bardzo bałucki i szczery.
„Można dostrzec wymieszane ze sobą: przedwojenną Łódź, Getto Litzmannstadt, rozrośniętą, lecz niedokończoną spuściznę socrealizmu, budynki z różnych lat PRL-u oraz »wciskane« coraz częściej w ten architektoniczny koktajl współczesne apartamentowce. Stąd tytułowy palimpsest” (http://www.rawluk.pl/baluty.htm).
W kontekście fotografii warto wspomnieć jeszcze o dwóch wystawach na Bałutach. Pierwsza z nich powstała w 2015 roku, przy okazji 100. rocznicy przyłączenia Bałut do Łodzi, jako jedno z licznych wydarzeń organizowanych przez Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. Kuratorem wystawy był Artur Chrzanowski, wykładowca Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Rok wcześniej w opuszczonym budynku Monopolis miała miejsce rewelacyjna wystawa Artura i wielu łódzkich artystów i artystek pod nazwą „Getto XXI”, natomiast w 2015 roku przyszedł czas na „Bałuty XXI”. Na elewacjach budynków przy ul. Wojska Polskiego znalazły się reprodukcje 35 prac wykonanych przez absolwentów i studentów łódzkiej ASP, m.in.: Malinę Malinowską, Izabelę Maciejewską, duet robosexi, Justynę Jakóbowską, Małgorzatę Gralińską, Marię Apoleikę, Pawła Herzoga, Grzegorza Habryna, Urszulę Tarasiewicz. Prace wykonane w różnych technikach (fotografia, wideo, malarstwo, rysunek, grafika, komiks, kolaż) stworzyły niezwykłą galerię uliczną, odnoszącą się do otoczenia, a zarazem z nim kontrastującą. Prace można odczytywać jako artystyczny komentarz do współczesnych Bałut. Krwistoczerwony plakat Norberta Trzeciaka mówi przechodniom: „Ślepy Maks tu był”. Malina Malinowska poprzez ciekawą typografię zapisuje bałuckie słowa, takie jak „chęchy”, „lajpo”, czy „migawka”. Angelika Korzeniowska tworzy „Pietę Łódzką” – na kolanach dziewczyny spoczywa pijany chłopak, ona jedną ręką podtrzymuje go, w drugiej trzyma piwo. Bałucka galeria przy Wojska Polskiego wzbudzała spore zainteresowanie, także wśród mieszkańców Bałut. Niektóre prace szybko zniknęły. Może ktoś chciał mieć je u siebie w domu?…
2015 rok był czasem licznych aktywności na Bałutach. Być może dopiero setna rocznica przyłączenia Bałut do Łodzi pokazała, że jest co świętować i że można czuć silną więź, a nawet dumę z przynależności do tego miejsca. Centrum Dialogu zorganizowało wówczas we wrześniu Bigiel na Żytniej – imprezę uliczną, która przyciągnęła wielu łodzian, w tym bałuciarzy. Do młodych mieszkańców Bałut szczególnie trafił hip-hopowy koncert Zeusa. Wystąpili też Łukasz z Bałut i zespół Rambo Jet. Na scenie wystawiane były fragmenty spektakli o Bałutach. Pojawiła się nawet legendarna Kapela Bałucka.
Muzeum Miasta Łodzi przy okazji wspomnianej rocznicy zaprezentowało wystawę „Bałuty portret własny”, na której znalazły się wspomnienia i pamiątki mieszkańców dzielnicy: fotografie miejsc, pocztówki, zdjęcia rodzinne i dokumenty osobiste. Wystawa była finalnym etapem całorocznego projektu „Bałuty: mitologia/faktografia”. Przedmioty użytku codziennego, często znajdywane na strychach i w piwnicach, miały oddać głos samym mieszkańcom w tworzeniu narracji o Bałutach.
– Choć z pozoru mogą wyglądać na nieprzydatne, często okazują się ważnymi „świadkami historii” – mówił Marcin Szymański, kurator projektu. – Takie rzeczy mogą stać się przyczynkiem do opowieści o życiu w tej dzielnicy, charakterystycznych sposobach pracy czy spędzania wolnego czasu.
Przy czerwonym adapterze Bambino znalazł się tekst: „Nastoletnie dziewczyny w oknach ustawiały adaptery Bambino i odtwarzały przeboje z pocztówek dźwiękowych. Jak dziewczyna podobała się jakiemuś chłopakowi, to ten stawał pod jej oknami i wygwizdywał puszczane melodie”.
Zgromadzone na wystawie zdjęcia i pamiątki zdecydowanie oddają ducha dzielnicy, której w tym kształcie już nie ma, która ciągle się zmienia.
Na wystawie w Muzeum Miasta Łodzi pokazano kostki żywicy, w których zatopione zostały pamiątki mieszkańców: maskotki i zabawki, klucze, monety, płyty CD i wiele innych. Twórcą tej instalacji jest duet robosexi, czyli Roksana Kularska-Król i Sebastian Kularski. Zbierali oni przynoszone przez mieszkańców codzienne przedmioty, żeby wtopić je w chodnik, a tym samym stworzyć swoisty Pomnik Bałut. Powstał on na Starym Rynku, następnie takie „Kapsuły Czasu” znalazły się w wielu innych miejscach, nie tylko w Łodzi. Współtwórczyni instalacji – Roksana Kularska-Król – mówiła, że w kapsułach zamieszczają przedmioty ludzi żyjących tu i teraz, związane z ich emocjami i historiami. W tych wspomnieniach jest zaklęty duch miasta.
Wsłuchiwanie się w głosy miejsca, obecne i przeszłe, przywodzi na myśl kolejną instalację artystyczną na Bałutach – projekt Anki Leśniak „Niewidzialne widzialnego” (Invisible inVisible), także z 2015 roku. Anka wybrała trzy łódzkie budynki (w tym dwa na Bałutach) do realizacji prac site-specific przywołujących zapomniane herstorie – historie kobiet „nieumiejscowionych” w historii lub z różnych powodów z niej wymazanych.
Pierwsza instalacja powstała przy ul. Drukarskiej 2. W oknie opuszczonego budynku widać powiewający biały welon. W dwóch pozostałych – zamurowanych – oknach złote litery głoszą: „Eugenia żeni się”. Cały sufit został ozdobiony delikatnymi białymi kwiatkami, kojarzącymi się ze ślubnymi bukietami. Pamiętam, kiedy Anka tworzyła tę instalację i co chwila podchodzili zaintrygowani całą akcją sąsiedzi. Jeden z nich powiedział, że w napisie jest błąd. Przecież powinno być napisane: „wychodzi za mąż”, a nie „żeni się”. „Błąd” był jednak zamierzony, instalacja Anki odnosi się do barwnej przedwojennej historii Eugenii Steinbart – kobiety, która żyła w przebraniu mężczyzny, prawdopodobnie po to, by pozyskać lepiej płatną pracę. Jako mężczyzna wzięła ślub, co zostało odkryte przez policję i za co została aresztowana. W pracach Anki nie ma jednak dosłowności i zamykania w ramach. Jest za to wiele pytań.
„Czy udawanie mężczyzny było podyktowane względami praktycznymi, czy może było też grą, wyrażało niechęć do podporządkowania się utartym schematom? A może Eugenia była ofiarą przemocy psychicznej innych… kobiet. Jeśli przyjmiemy, że Eugenia była zwykłą oszustką i manipulatorką, jak wytłumaczymy jej próbę samobójczą? Historia Eugenii ukazuje skomplikowaną osobowość na pozór prostej dziewczyny z Bałut”. (http://www.invisiblewomen.info/instalacje.html)
Kolejna bałucka instalacja Anki znalazła się na wysokim budynku przy ul. Zachodniej 27A. To także opuszczona kamienica z zamurowanymi oknami, w których zostały narysowane białe pajęczyny. Do elewacji Anka przyczepiła czerwone ażurowe flagi. W oczy rzuca się biały napis: „Michalina zuch dziewczyna”. Chodzi tu o Michalinę Tatarkównę-Majkowską – włókniarkę, która na przełomie lat 50. i 60. rządziła Łodzią jako I sekretarz KW PZPR dla miasta Łodzi. To dzięki jej staraniom wybudowano Teatr Wielki, Teatr Muzyczny, Halę Sportową, a także na terenie obozu Radogoszcz utworzono mauzoleum. A jednak mimo tych zasług, Tatarkówna-Majkowska jest raczej zapomnianą postacią, nie istnieje w zbiorowej pamięci łodzian. Instalacja Anki przywołuję historię kobiety, której losy zaplątały się w komunistyczny aparat państwowy i w idee, w które wówczas pewnie wierzyła, a które potem okazały się rozczarowaniem.
Anka Leśniak do swoich bohaterek podchodzi ze zrozumieniem, może nawet z czułością. Nie kreuje mitów, a zadaje pytania, poniekąd sama wciela się w ich postaci. Nie interesują ją pomniki, a rysy na biografii, te pęknięcia, które sprawiają, że nie są to historie jednoznaczne i mogą być czytane na wiele sposobów. Idealną platformą do przywoływania tych herstorii są opuszczone łódzkie budynki – zapomniane podobnie jak bohaterki.
Ta chropowatość Bałut ma w sobie niezwykłą moc przyciągania twórczyń i twórców. Wiele i wielu z nich zadaje pytania o tożsamość Bałut, próbuje uchwycić specyfikę tej dzielnicy. Z takich prób powstała wystawa zbiorowa „BaŁUTy tożsamości”, stworzona w 2019 roku w Galerii Bałuckiej – filii Miejskiej Galerii Sztuki. Stanowi ona ciekawy głos łódzkich artystów i artystek, żyjących i tworzących na Bałutach. Swoje prace przedstawili: Artur Chrzanowski, Paweł Hajncel, Damian Idzikowski, Klara Kostrzewska, Barbara Olejarczyk, Maciej Rawluk, Witold Warzywoda i Kacper Zaorski-Sikora. Przede wszystkim dokumentują oni Bałuty, przepuszczając je przez swoje wewnętrzne filtry. Są tam typowe zdjęcia uliczne, jest realizm Rawluka, o którym już wcześniej była mowa, są ciekawe i dość mroczne kreacje na temat Bałut. Wreszcie, są zdjęcia Kacpra Zaorskiego-Sikory, dokumentujące nowy uliczny fenomen – napisy na murach, ale tym razem nie te nawiązujące do kibicowskiej wojny ŁKS vs Widzew (swojego czasu bardzo popularne), a stanowiące zupełnie inne obserwacje rzeczywistości. Poza najbardziej znanym „Bałuty Pany i Panie” pojawiają się też: „Empatia!”, „tyle piękna wokół, że trudno to znieść”, „Wszędzie dobrze, ale na Bałutach najlepiej”. Te interwencje w przestrzeni miejskiej tworzą ciekawy kontrapunkt, każący na chwilę się zatrzymać i spojrzeć uważniej. Kacper sam tworzy napisy. Do ich naniesienia wybiera ściany zniszczone, czekające na wyburzenie, często pokryte wcześniej innymi napisami. Mają one wtapiać się w tkankę miejską, zamiast tworzyć element obcy. To niewątpliwie ciekawa sztuka na tle bałuckiego krajobrazu.
Chciałabym zamknąć ten przegląd działań artystycznych na Bałutach, subiektywny i niepełny, rzeźbą konia Bałutka. Śródmieście ma swojego jednorożca, a Bałuty konia stworzonego ze starych grzejników i innych elementów złomu. Autorem rzeźby jest Marek Kudłaty. Bałutek stanął przy ulicy Głowackiego i jest taki jak same Bałuty. Trochę „z odzysku”, pełen kontrastów, niedokończony. Trochę zabawny, a trochę straszny. Ten humorystyczny happening pokazuje, z jaką czułością bałuciarze odnoszą się do swojego miejsca.
Na oddzielny tekst zasługuje z pewnością muzyka tworzona przez artystów z Bałut, chociażby Marcina Pryta czy Wiktora Skoka. Zainteresowanych punkiem i industrialem, który narodził się na Bałutach, a konkretnie – zespołem Jude, odsyłam do mojej książki „CZATA | JUDE 1993-2017”.
Tutaj natomiast chciałam pokazać fenomen wizualnej sztuki bałuckiej, wnikającej w tkankę miasta i obsesyjnie pytającej o tożsamość miejsca. Bałuty mają w sobie coś, co każe je dokumentować i rejestrować. Być może stoi za tym świadomość o nieuniknionym przemijaniu i strach przed tym, że Bałuty stopią się z całą Łodzią, zgubią gdzieś po drodze przemian społeczno-ekonomicznych swoją odrębność. I pewnie nie o wszystkie elementy tej specyfiki warto walczyć, bo jednak mieszkańcy Bałut woleliby mieć lepsze warunki bytowe, ale chciałoby się zachować chociaż skrawek tej „bałuckości”, zamknąć w kapsule czasu i pokazać kolejnym pokoleniom.